Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jej więcej zobaczyć. Najlepiejby było wydać choć zamłoda, ale kto to weźmie.
Babiński się zachmurzył, począł kaszlać i pluć, nie wiedział co mówić, a kaszel go uwalniał od odpowiedzi.
W tej chwili zdala, z ulicy w którą zaszli rozmawiając, ze zgrozą ukazała Babińska mężowi ganek. Na ganku z robotą w ręku siedziała Lusia, a opodal od niej stał Martynianek i oczy wlepiwszy w nią, zdawał się w zachwyceniu.
W czasie gdy w ogrodzie p. Babińska usiłowała oczy otworzyć mężowi na niebezpieczeństwo, Martynianek który szpiegował zawsze pilnie co się działo z Lusią, i szukał wszystkich środków zbliżenia się do niej bez świadków, dostrzegł matkę odchodzącą z ojcem do ogrodu, domyślił się że Ludwika w ganku pozostać musiała i nadbiegł co prędzej. Dziewczę ze spuszczoną głową nad robotą usłyszało kroki, podniosło żywo powieki, twarzyczka jej się zarumieniła, chciała zrazu poruszyć się i uchodzić, lecz zmiarkowała że choć chwilkę dla niepoznaki, by się nie wydać ze strachem, pozostać powinna.
Martynianek śliczny, acz bardzo i do zbytku wywydelikacony młody paniczek, spoglądał zrazu to w ogród, to na nią przestraszonemi oczyma.
— A! kuzynka sama, zawoła, zbierając się na odwagę.
— Ciocia tylko co odeszła z wujaszkiem, są o kilka kroków — odezwała się Lusia — i ja właśnie miałam pójść do mego pokoju.