Owa ospowata była prawą ręką dr. Variusa, miała ona wszystko pod swym rządem: śpiżarnię, gospodarstwo, kuchnię, wydatki, a Lusię zawsze tu jeszcze za obcą i za gościa uważano. Stan był nieznośny, gdyż o najmniejszą rzecz trzeba się było udawać do ospowatej, a ta się z tem nie taiła, że pani nowej nie cierpiała. Nie mogło też inaczéj być — pani groziła jej prędzej czy później, gdyby się wkradła w łaski doktora — zupełną detronizacyą. — Ospowata wprzódy długie tu lata gospodarzyła, rozmaitemi przysługami zalecając się panu; przeciwną ona była ożenieniu się pana, i otwarcie z tem wystąpiła, lecz znając charakter Variusa, musiała zamilknąć, gdy wolę swą oznajmił. Przyrzekła sobie wszakże żonę mu obmierzić, a jej życie uczynić tak przykrem, żeby małżeństwo nigdy się do siebie zbliżyć i w zgodzie żyć nie mogło.
Ona to pierwsza wyśledziła Martyniana stacye po kościołach, a może i dodała coś do opowiadania o nich — obudzała zazdrość, podejrzanemi czyniła łzy, słowem wszelkimi możliwymi środkami szła do swego celu. Ospowatej w domu nienawidzieli wszyscy, ale się jej lękali, ona w istocie tu panowała, ustępował przed nią nawet dr. Varius, tak się języka obawiał.
Otyła, niezgrabna, płci śniadej, łysa, co ją zmuszało nosić przyprawiły warkocz i loki, twarzy niemiłej, ospowata, zwała się panną Eugenią[1], jakby na szyderstwo.
Od czasu ożenienia się doktora, humor jej oddawna popsuty, stał się nieznośniejszym jeszcze. Cierpiała na nim najwięcej Lusia, której wszelkie przykrości wyrządzała, jakie tylko mogła, bezkarnie.