Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po cóż się mamy sprzeczać! przepraszam cię... Cóż mnie do tego?...
Spojrzała na zegarek.
— Tak późno! a muszę spieszyć... do zobaczenia...
Podała rękę Serafinie, która tylko dodała, bez gniewu:
— A! o cóż? o cóż? czyżbyśmy my się na siebie gniewać mogły?
I wybiegła Dramińska z rumieńcami wypieczonemi tą rozmową.
— Biedny Micio — zawołała w duchu — biedny Micio! o nieszczęśliwych sierot dwoje! Mój Boże... Jeśli tak jest już dziś we dwa miesiące po ślubie, cóż będzie we dwa lata? On tak dobry i łagodny, a ona? Ale jakże ją zmieniło to szczęście?
Zdziwiona niezmiernie wracając do domu, spostrzegła w pokoju u męża zupełnie jej nieznajomego człowieka, który z nim żywą prowadził rozmowę. Było to dla niej zagadką, bo Dramiński niełatwo nowe znajomości robił, a stare jej wszystkie były wiadome. Przytem przybyła tu dla spoczynku i kuracyi i mąż przyrzekł jej, że się szczupłem kółkiem ograniczą.
Gość ten zdawał się należeć do arystokratycznych warstw społeczeństwa... ubiór, mowa i ruchy odrazu to dawały poznać.
— Pan hrabia Buller... mój aniele... niespodziane zetknięcie się w hotelu... chodziliśmy razem do gimnazyum w Mitawie. Kolega z jednej ławy!
Adolfina skłoniła się chłodno i skryła do drugiego pokoju...