Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Już przy powitaniu poczuła Adolfina zmianę w przyjaciółce i jakby gotującą się burzę... Żywa i śmiała, nie ulękła się tego bynajmniej. Kilka słów obojętnych rozpoczęły rozmowę.
— Ale ty chyba chciałaś mi przykrość wyrządzić swoim żarcikiem — odezwała się gospodyni domu, wskazując bilet odebrany z rana. — Micia chcesz mieć lekarzem! On przecie wcale nim nie jest, wyrzekł się tej obrzydłej medycyny i ja mu nie pozwolę do niej powrócić.
— Jakto! to wy już jesteście na tym stopniu — zaśmiała się Adolfina — że ty nie pozwalasz, a on słucha?
— Chwytasz mnie za słowa, moja droga — mówiła dalej pani domu — przyznam ci się, że gdyby zachorowała Orchowska, możebym nie broniła mu zapisać dla niej recepty, ale wziąć w kuracyą panią Adolfinę Dramińską! o! o! to troszkę niebezpieczne dla mnie! Ja jestem stara... tyś młoda i... w dzieciństwie igraliście razem po zielonych łąkach, obawiałabym się przypomnień...
Adolfina się zarumieniła mocno.
— Moja Serafko droga! — rzekła — nie wiedziałam żeś już zazdrosna!... Pozwalam ci nawet mnie nie ufać, ale panu Mieczysławowi!
— Nikomu nie ufaj, nikt cię nie zdradzi! mówi przysłowie — szepnęła, trzęsąc główką, Serafina.
Rozmowa tak poczęta trwać nie mogła długo, obie były rozdrażnione, a choć pokrywały uśmiechami wewnętrzny gniew, gniewały się już na siebie.