Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzieć nie umiem), nas kochali, jak dzicy kochają tych których jutro zjedzą.
Ludwika rzuciła się bratu na szyję, ale w tem nadszedł Varius.
— Moja droga Ludwiczko — zawołał, tylko bez tych zbytnich czułości! Ty wiesz, ja mówiłem, to ci szkodzi, nerwy trzeba trzymać na wodzy. Rozstanie z bratem smutne — ale Mieczysławowstwo powrócą prędko...
W tej chwili dostrzegł Mieczysław, że żona wołała go wzrokiem na ratunek od natręta; pośpieszył ku niej. Ujrzawszy go zbliżającego się, Buller powoli ustępować zaczął, poprawiając włosy i kręcąc do góry wąsa.
— Miciu — jedziemy! — zawołała stłumionym głosem Serafina — mnie się słabo robi — jedźmy, potrzebuję być z tobą — sama.
Dr. Varius, widząc ten ruch, pośpieszył niespokojny, zapraszając na herbatę, lecz Serafina szepnęła mu na ucho:
— Jest mi niedobrze, potrzebuję wypoczynku — daruj mi — jechać muszę.
To mówiąc, zbliżyła się do Lusi, aby ją ucałować. Ścisnęły się milczące, tłumiąc łzy. Mieczysław chwycił ją w ramiona i szepnął jeszcze:
Pobłogosław mnie, jak ja ci błogosławię...
Buller chciał znać z jakiemś pożegnaniem przystąpić, Serafina minęła go, nie patrząc, z podniesioną głową i srogą twarzą. Wszyscy odprowadzili ich aż do powozu upakowanego już do podróży z pocztowemi końmi. Pierwsza rzuciła się do niego Serafina, skoczył Mieczysław za nią, drzwiczki się zamknęły, Lu-