Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wedle programu. Ksiądz staruszek, ten sam który Ludwice ślub dawał, przystąpił do ołtarza... przemówił krótko, zamienił pierścionki, stułą związał ręce, pomodlił się, pobłogosławił...
W czasie ślubu Lusia, z twarzą skrytą w chustkę, płakała głośno, a łkania jej chwilami głuszyły aż cichą księdza mowę. Serafina, widać było, jak drżała cała niewysłowiona jakiemś wzruszeniem. Mieczysław odpowiadał głośno, ale i w jego głosie czuć było jakiś postrach przyszłości.
Że w czasie ślubu jedna świeca w ołtarzu zagasła, to tylko zakrystyan uważał.
Dziwniejsza stała się rzecz inna, której wytłumaczyć sobie było trudno. Liczba osób przytomnych ślubowi ściśle została oznaczona; zakrystyan wpuszczał je z pewnemi formalnościami; tymczasem za słupem w głębi kaplicy znalazł się jeszcze jeden ciekawy świadek, bo to o takich natrętów nietrudno.
Nikt go z razu nie widział, dopiero gdy ślub już był rozpoczęty, wysunął się z za kolumny i stanął na widoku tak, ażeby odchodzący od ołtarza pominąć go i niepostrzedz nie mogli. Był to mężczyzna lat średnich, o wiele starszy od Mieczysława, bardzo pięknej męzkiej postawy, słusznego wzrostu, twarzy arystokratycznej z wyrazem i dumnym i zimnym a sarkatycznym, brunet z oczyma czarnemi, nieco łysy, ubrany nadzwyczaj starannie, w rękawiczkach blado lila, w bucikach lakierowanych, z laseczką w ręku o złotej gałce... Batystowa chusteczka cieniuchna wyglądała mu z zapiętego na piersiach surduta, który leżał na nim jak ulany. Miał coś wojskowego w układzie,