Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pian Erarda, książki, kwiaty... fraszki ubierały to więzienie, ale czuć było w niem kraty... Mieczysław ani na pięć minut nie mógł sam na sam być z siostrą, doktór go bawił, odpowiadał za milczącą... tłumaczył wszystko — pokazywał że jej na niczem nie zbywało, troszczył się o to czegoby jeszcze zapragnąć mogła.
Ludwika w istocie, według wyrażenia Serafiny, podobną była do posągu, siedziała blada, milcząca, uśmiechała się bez wesela, odpowiadała nieśmiało — mówiła jakby bez myśli...
Mieczysław oznajmił jej o śmierci ciotki — słysząc to — poruszyła się żywiej.
— Biedna ciocia — biedny wuj! zawołała, lecz wzrok jej padł na Variusa i głosu zabrakło. Mieczysław w kilku słowach opowiedział o swej bytności w Babinie, o pani Łowickiej i stryju Piotrze — nie odezwała się już z pytaniem, nie odezwała się nawet, dobrze słysząc co mówił. Brat uważał iż z trwogą jakąś nie patrząc, oglądała się na męża... czuła go przy sobie i drętwiała. Nie przeszkadzało to Variusowi być jak w najlepszym humorze...
— Szanowny profesorze — odezwał się Mieczysław, wiem jak pan zawsze masz wiele zajęcia, nie baw że mnie i pozwól mi chwilę zostać z siostrą.
— Ja! ja nie mam żadnego zajęcia teraz — odparł gorąco Varius — ja porzuciłem wszystko, aby się szczęściem mojem napawać. Nie robię nic — bardzo miło mi być z wami — dla czegóż chcesz się mnie pozbyć.
— O! bynajmniej — rzekł Mieczysław, lecz sądziłem...