Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rozbudzony cyrulik uczynił pocieszną uwagę, bo w każdy dramat coś komicznego wnijść musi, bo panicz będzie się mógł chwalić, jakby go na wojnie cięto pałaszem, albo w pojedynku. Był to w istocie pojedynek z losem, w którym Martynian został pobity.
— Gdybyście sądzili, rzekł Mieczysław, że ja jako lekarz w drodze lub na miejscu przydać się mogę, a zbyt przykrego na ciotce przytomnością swoją nie uczynię wrażenia — tobym wam towarzyszył. Potrzebuję tylko dwa słowa powiedzieć mojej narzeczonej.
— Twojej narzeczonej? podchwycił Martynian wyrywając głowę z rąk cyrulika. — Ty się żenisz?
— Tak — z Serafiną.
Umilkli — Paczoski który był wielkim wielbicielem tej pani, podniósł obie ręce do góry. — Co za szczęśliwy człowiek! co za szczęśliwy!...
— A! jedź, jedź ze mną! błagam cię, proszę — zawołał Martynian — zdawać mi się będzie, widząc ciebie, że ją widzę... Słów tych niedosłyszał nikt prócz Mieczysława, a że go stan rany i głowy niepokoił, wstał szybko, spoglądając na zegarek. Była ósma rano.
— Pakujcie się do drogi, rzekł, za godzinę wrócę — jedziemy!
To mówiąc, wybiegł szybko. — Zbyt może było rano aby dać znać Serafinie, pojechał naprzód do Orchowskiej, która już w okularach siedziała w saloniku nad książką i płakała po panience swojej. Zobaczywszy Micia, porwała go w drżące ręce: zaczęła ściskać, słowa wymówić nie mogąc.