Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale jak ty mogłeś dozwolić na to! Ten stary prowadził życie najgorsze. Wczoraj jeszcze skandal publiczny ściągnął tłumy ludzi.
— Jaki skandal? wczoraj? co? — zawołał Mieczysław.
— Nic nie wiesz?
— Nie wiem.
— Pułkownikowa ta, rozwiedziona przez niego, z którą się miał żenić, wpadła z wymówkami, zepchnięto ją na wschody. Krzykiem swoim zwołała tłumy. Wieczorem zachorowała. Varius ją leczył i nad ranem umarła! Całe miasto woła że ją otruł, a nie byłoby to podobno pierwsze jego przestępstwo. I takiemu człowiekowi ty chcesz dać siostrę?
Z przerażeniem ofuknął Mieczysław.
— To potwarze! My o żadnej pułkownikowej nie wiemy.
— Wiedzą przecież o niej wszyscy!... Chyba wy wiedzieć nie chcecie o tem, co was przecie najwięcej obchodzić powinno.
Mieczysław stanął zmieszany.
— Przebaczam ci twoje szaleństwo — rzekł po chwili — lecz, Martynianie, uspokój się, prawisz niedorzeczności... Ktoś ci fałsze niemożliwe przyniósł, a ty napadasz mnie z niemi...
— Człowiecze... to ty w fałszu jesteś i niewiadomości dobrowolnej — odparł młody zapaleniec — wszyscy znają Variusa... ty jeden nie chciałeś go znać, tylko z tego czem ci się wysługiwał... Dał ci dyplom a ty za niego siostrę. Ha! ha!
— Martynianie! obrażasz mnie.