Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oczy Serafiny strwożone zwróciły się ku niemu.
— Pani! nie będę jej męczył długiem opowiadaniem. Spadło to jak piorun na mnie. — Wczoraj, niespodzianie, dr. Varius oświadczył się Ludwice i ona go — dobrowolnie, stanowczo, przyjęła... Zamienili pierścionki.
Mówiąc to załamał ręce, Serafina krzyknęła, chwytając się za głowę.
— Ona! cóż się jej stało? zkąd to przyszło? żyłyśmy z sobą jak dwie siostry... nigdy słowem jednem nie dozwoliła mi się nawet domyślać nic podobnego. W tem jest jakaś straszna, niewidzialna... intryga...
— Nic być nie może — odparł Mieczysław — wytłumaczyła mi to — jest to anioł poświęcenia... Nie mogłem się jej opierać, tak stanowczo wyraziła wolę swoję...
— Jestem przerażoną — krzyknęła wdowa, nie będę mogła wytrzymać oczekiwania... idę do niej... Potrzebuję z nią mówić...
Przejęta i oburzona Serafina pożegnała skinieniem głowy doktora, zadzwoniła na służącego i nie czekając aż jej konie zaprzęgą, kazała sprowadzić dorożkę... Mieczysław ledwie odszedł kilka kroków, gdy ona już pośpieszyła na Franciszkańską ulicę. Wprost wbiegła do pokoju Ludwiki i znalazła ją modlącą się przy klęczniku. Po twarzy Serafiny rzucającej się jej na szyję, poznała że już wie o wczorajszem doświadczeniu.[1]

— Dziecko moje — poczęła wdowa — ja bez tchu leciałam do ciebie, byćże to może ażebyś popełniła taką... nie umiem już nazwać — nierozwagę — płochość

  1. Przypis własny Wikiźródeł Najprawdopodobniej winno być oświadczeniu.