Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skiej wioseczki postrzegł idącą Orchowską., która za ręce dzieci prowadziła z sobą — zatrzymał się więc póki nie nadeszły i milczący począł je całować, aż łza z oczów pociekła... Micio miał spuszczoną głowę i twarz smutną. Kanonik zlekka ją podnosił i popatrzył mu w oczy.
— Zacząłeś już czternasty rok? nieprawdaż począł z cicha — w tym wieku przychodzi rozeznanie, powinieneś rozumieć i czuć położenie swoje i siostry... Jest was dwoje na świecie... tyś jej opiekun... o tem nigdy nie masz zapomnieć... masz obowiązki. Rozumiesz.
— Rozumiem, księże kanoniku — odezwał się chłopak zwolna i zastanawiając nad każdym wyrazem. — Rozumiem, ojciec nieboszczyk kilka razy mi to powtórzył w chorobie. Już ja Lusi nie opuszczę.. a jak wyrosnę to ją wezmę do siebie do domu i będziemy razem mieszkali i żyli.
— Tak, ale do tego czasu trzeba, żebyś się uczył pilnie, aby na własny kawałek chleba umieć zarobić — mówił staruszek. — Ciotka Babińska bierze was oboje do siebie.
Dzieci popatrzyły się nie odpowiadając...
— Trzeba być wdzięcznym za to, powolnym, łagodnym... i zasłużyć na tę jej łaskę — dodał kanonik — W cudzym domu choćby krewnym, gdzie was przez miłosierdzie przytulą... trzeba się zachować pamiętając na to...
Chłopak słuchał nic nie odpowiadając... Orchowska płakała... i niemogła się wstrzymać, by nie przerwać kanonikowi.