Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bo choć chwilowo jestem prawie szczęśliwy — zawołał — znaleźć człowieka z charakterem szlachetnym, przyjaciela co o tobie myśli i stara się, to cud, który przecie może człowieka uczynić szczęśliwym.
— Gdzieżeś go znalazł?
— Dla nas sierot Bóg jest prawdziwie łaskaw nad zasługi — zawołał Mieczysław, mieć taką opiekunkę jak pani (pocałował w rękę Serafinę) i takiego przyjaciela.
— Jak kto? mówże! przerwała Lusia.
— Jak ten zacny dr. Varius.
Lusia pobladła — gospodyni domu zacięła usta, może się jej zbliżenie do Variusa nie podobało.
— Varius! cóż zrobił dr. Varius?
— Cudu dokazał! wyrobił mi pozwolenie zdania egzaminu i doktoryzowania się przed rokiem, tak że w parę miesięcy skończone będzie wszystko. Dostanę patent, otrzymam miejsce, odetchnę!
Spojrzał na siostrę, która zamiast podzielać jego radość; stała przelękła, blada, nie wiedząc jak pokryć pomieszanie i trwogę. Ona jedna zrozumiała dlaczego tak szlachetnie znalazł się pan profesor. Usiłowała się uśmiechnąć, przemówić i nie potrafiła.
— Szczerze się cieszę z panem — odezwała się Serafina.
— A ja — ja się cieszę razem i lękam — dodała siostra. Micio po chorobie dotąd osłabiony, egzamina przyśpieszone wymagać będę nadzwyczajnej pracy i natężenia umysłu.
— A! wolę raz wysilić się i skończyć to! — zawołał Micio — choćbym miał znowu odchorować.