Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Skłonił się, i śpiesznie wszedł do powozu, który pocztowe konie uniosły.
Nie tylko przepis doktora Variusa, lecz najtkliwsze starania siostry i gospodyni domu w dosyć krótkim czasie widoczne wywołały polepszenie. Mieczysław wszakże straszliwie był osłabiony po silnej gorączce, którą przebył tak szczęśliwie. W pierwszych dniach opuściła go zupełnie przytomność... i nierychło otworzywszy pierwszy raz oczy, ujrzał przed sobą Serafinę z wyrazem bólu i niepokoju na twarzy... Powracająca pamięć zwolna mu wypadki dni ostatnich przyniosła... Jak za mgłą widział obraz Adolfiny i przebytą boleść; błogo mu, spokojniej, lepiej było teraz, a uśmiech Serafiny powitał, jak obietnicę nowego życia... Po burzy, jaką w piersi jego rzuciła tamta, oczy Serafiny błyszczały pogodą. Widząc ją ciągle przy sobie, uczuł niezmierną wdzięczność i przywiązanie dla niej. Łagodne jej spojrzenie koiło i uśmierzało... było jakby obietnicą lepszej przyszłości. Ani na chwilę prawie nie odstępowała od łoża, chociaż mogła się wyręczyć równie troskliwą Lusią, a hrabia ciągle dawał do zrozumienia, że się nieco kompromitowała.
— Żadna siostra miłosierdzia, siedząc przy chorym, nie jest skompromitowaną; ja tu nie inną gram rolę....
Mieczysław przywykł ją widzieć przy sobie... Budząc się, szukał oczyma, uśmiechał się... zrodziło się w nim dziwne jakieś dla niej uczucie, którego sam nie rozumiał. Kochał ją jak siostrę... tęsknił za nią, potrzebował tej smutnej twarzy i tego cichego głosu... Przychodząc do sił, począł dziękować i prosić, ażeby