Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Major po części się domyślał co zaszło, a w części rad był złemu humorowi szambelana, wnosząc z niego, że sprawa nieskończona, a on może mu być jeszcze potrzebny.

∗             ∗

Nigdy w życiu baron Dobiński nie był nieszczęśliwszym. Nim dojechał do miasta, przeklął stokroć dzień swych narodzin i losy swoje...
— Głupcom się tylko powodzi, z goryczą mówił w duchu. Tak! oni jedni są szczęśliwi; wyższych zdolności ludzie zawsze tak jak ja wychodzą... Za nic najrozumniejsze kombinacye! Mogłaż być lepsza! Wziąć pannę z takiego domu, która potrzebując pokryć grzeszek młodości, staje się przez to zależną, wdzięczną... Zdawało się, że i dobra na imię nasze przejdą, i szczęście zakwitnie... Wszystko jak najpomyślniéj idzie! Trzeba, żebyśmy trafili na taką wyjątkową miłość, wyjątkowe istoty, jakby z romansu, i żeby ten dudek wybrał właśnie Genewę i przyniósł sam kochankę w objęcia tego jegomości... To tylko mnie się trafić mogło! Najrozumniejsza kombinacya moja z ojcem w łeb bierze. Ale nie, dodał w duchu, stanę nieubłagany, jak skała: nie chcę rozwodu! Niech Zygmunt go wyzywa! kto wie, strzela tak doskonale... jedna kulka wszystko naprawić może... Przecięż wyzwany wyjdzie.
— Panie majorze, odezwał się nagle: proszę kazać jechać na pensyę pani Belli do mojego syna.
— Przecięż to z drugiéj strony jeziora! Musimy przebyć całe miasto...
Szambelan rzucił się w głąb powozu... Zmęczenie całonocne silniejsze było nad niecierpliwość baro-