Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Posłuchaj pan, będę z nim otwartą, odpowiedziała Klara, a słowem uroczystém zaręczam i poprzysięgam, że powiem prawdę... Olimpia kocha pana, a kocha tak, jak gdybyście wczoraj się rozstali przy tych dwóch trumnach. Dziesięć lat opierała się ojcu i matce, nie chcąc iść za mąż, uważając słowo swe dane panu za ślub święty, jego pierścionek za obrączkę ślubną. Zmuszono ją przed kilkunastu dniami.
Bratanek chwycił się za głowę. Klara się rozśmiała.
— Czekaj pan, odezwała się, czekaj, nim będziesz rozpaczał! Tak jest, zmuszono ją przed kilkunastu dniami pójść za mąż, ale wiesz jak? Starał się o nią młody, ubogi, nikczemny człowiek... Przed ślubem Olimpia zawołała go i powiedziała mu wszystko... i zaprzysięgła, że inaczéj za niego nie pójdzie, tylko aby być jego żoną imieniem, a twoją na zawsze... Musiał do ślubu dać jéj twoją obrączkę.... Mąż ten jest jéj obcy... ona nie mówi do niego, pogardza nim. Od ołtarza odszedłszy, nie dała mu się dotknąć ręki swojéj.
Bratanek ukląkł przed Klarą.
— Pani, możeż to być?
— Zapowiedziała mu, ciągnęła daléj hrabina, że gdyby cię gdziekolwiek kiedy spotkała, wróci do ciebie, będzie twoją...
Uniesienie biednego człowieka było tak wielkie, iż chwycił kapelusz i chciał biedz.
— Ale stójże na Boga! nie szaléj, bo popsujesz wszystko! odezwała się hrabina. Nie wiesz jeszcze nic. Możesz się domyślać, że człowiek, co idąc do ślubu przyjął tak upokarzające warunki, na wszystko jest gotów, aby obronić żonę, która dla niego wyob-