Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Od kapitana Brooke’a! temu się oprzeć niepodobna! przerwał Redke: idziemy... służymy.
Zygmunt chciał żegnać, doktorowa z niewieścią natarczywością ujęła go za rękę i rzekła:
— A! po wschodach mnie pan przeprowadzi! Polacy są zwykle tak grzeczni! Stoję na drugiém...
Szli tedy na drugie piętro, ale Zygmunt zasępiony był i zawstydzony, że się tak dał wziąć po studencku.
— Niech się pan nie dziwi, że biedna wdowa po lekarzu... muszę mieszkać skromnie, póki proces z familią męża nie będzie skończony... Nie przyjmuję też nikogo prócz kilku przyjaciół nieboszczyka, do których baron Redke należy.
Skromne mieszkanie na drugiém piętrze wyglądało w istocie na wynajęte z meblami, lecz było dosyć obszerne i nawet pokaźne, chociaż elegancya jego przypominała znowu gust i rodzaj barona Redke’go... Piękna doktorowa, zmusiwszy Zygmunta siąść zajęła się kawą... Znudzony mąż Olimpii w końcu poddał się śmiesznéj téj awanturze, uważając za dość zabawne to, iż sądzono, że się dał złapać, gdy tak jasno widział, w jakiém był towarzystwie. Nie miał nic innego do czynienia, czekał więc na kawę i likwor... Doktorowa była po zrzuceniu płaszczyka i kapelusza piękniejszą jeszcze... Uśmiech jéj słodyczy pełny, głos harmonijny, dziwnie się wiązały z dowcipem ostrym i śmiałym... Do kawy podano likwory przedziwne... Zygmunt się zagadał, zapomniał, pozwolono zapalić cygaro... pani malutkie ekarte zaproponowała... Po kawie i likworze możnaż było odmówić?... Baron Redke wśród téj gry znikł niepostrzeżenie... Gdy się ostatnia partya skończyła przegraną dziesięciu luidorów, Zygmunt spojrzał na zegarek: nadchodziła go-