Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych Podkomorzemu sąsiadów, człek bardzo światły i światowy, poseł na kilku sejmach, człowiek wpływowy, słynący z potężnej głowy i znakomitej elokwencyi, niejaki pan Ruszko.
Rozrywano go sobie w sąsiedztwie, gdy na wieś do swoich Bałanciszek przybywał — bo wiedział co się na całym świecie działo; humor miał przedni i serce złote. Podkomorzy kochał go jak syna, bo Ruszko był w wieku p. Szczepana, lub mało co od niego starszy. Prawdziwy to festyn był dla Podkomorzego, ugadać się z deputatem, który głęboko był w interessa Europy wtajemniczony, i wszystkie kombinacye polityczne znał, jak nie można lepiej. Przytem sejmowe plotki, przejścia, anegdoty sypał jak z rękawa. Każdy przyjazd pana deputata obfity na długo materyał zostawiał do gawędy.
Gdy Ruszko nadjechał i zasiadł u Podkomorzego, posłano po Strukczaszyca też dla kompanii, bo stary węgrzyn występował, którego dużo nie mógł pić Podkomorzy, Szczepan też; a kogoś trzeba było coby mu placu dotrzymał.
Wzięła się tedy rozmowa wesoła, śmiechy, żarty, dykteryjki przedziwne — aż pan Kazimierz w tym ogniu odmłodniał. Czuryło jednak, tyle tylko że dolewał, pił i do picia nękał, a sam dziwnie był milczący. Wśród tej gawędy o różnych rzeczach, zgadało się i o księciu. Ruszko i jego i rodzinę znał doskonale.
Pod wpływem małego kieliszeczka starego węgrzyna, Podkomorzy się i z Włoszką wygadał, i z historyą córki księcia — która była za trzecim mężem.
— Toć ja to — tę historyę księżniczki, a dzisiejszej Wojewodzinej, doskonale znam — przerwał Ruszko — ba — i niewiem, ktoby lepiej mógł ją wie-