Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była. Środek, najstarszy, trochę był w ziemię zapadł, przybudówki nad nim górowały, okna sobie patrzały wedle fantazyi, ganków, — słupków, schodków było coniemiara. Ja tam niewiem dziś — ale podczas mi się to piękne wydawało — i — porównawszy do innych szlacheckich dworków, nawet okazałe. Na tej górce, gdzie niegdyś Czuryłę postawiono, tylko latem było można wymieszkać. Dach wysoki służył na składy, na spiżarnie, na wieszanie bielizny, a choć tego broniono, myślę, że i gołębie sobie pod nim mieszkać dozwalały. Tuż stajnie były obszerne i wozownie na prawo, na lewo kuchnie i oficyny. Trochę w głąb’ stał sernik z lamusem. Wszystko to ogrodzone było porządnie, mocno, i utrzymywane czysto.
Ale, że nie bez tego, ażeby się w dziedziniec gęś, kura, albo i co czworonogiego nie werwało, a kwiaty lubiono, — pod oknami płotek brzozowy ubezpieczał malwy, ostróżki różnokolorowe.
W ganku wielkim, bo ich było kilka, na grubych słupach drewnianych opartym, młody Podkomorzy, zaprowadził był jedną rzecz nową, której się całe sąsiedztwo dziwowało i z niej korzystało. Tu z Warszawy pono, albo i z Wrocławia, sprowadzone, wisiało barometrum, które wskazywało przemiany wszystkie, a obok termometrum, w którym czerwony płyn był jakiś, ciepło i zimno na stopnie mierzył — co było w owych czasach po wsiach rzadkością wielką i rzeczą pewnie kosztowną, acz się tego później namnożyło. Ekonom tu z wieczora przychodził i miarkował z żywego srebra na co się zanosiło.
Pamiętam, że mniej on w to wierzył, i trzymał u siebie w słoju pijawki, które też naprzód mirifice