Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypuściła atak do Strukczaszyca, chcąc go za męża mieć, a Podkomorzy się sam w to wdawszy, nic nie wskórał, dopiero ksiądz Woroszyło, sprawę połatał.
— A dajcież mu pokój — rzekł — wiem, że pannę szacuje, a że do stanu małżeńskiego nie czuje powołania, tego mu za złe mieć niemożna. Idzie za radą Pawła św.; nie przeciwiłbym się pewnie, gdyby się żenić chciał, a namawiać go — nie będę. Małżeństwa przez ludzi klejone, najczęściej niedobre bywają.
Bronił go też tak i w innych rzeczach ks. proboszcz, a nawzajem miał w nim sługę i czciciela gorącego: w ogień i wodę dla niego rzuciłby się był Czuryło. Gdy czasem, jak się to trafiało, trochę się podśmiewano z zacnego proboszcza, iż sobie niemal łyżkę od gęby dawał wydzierać nicponiom, — Strukczaszyc go pod niebiosa wynosząc, wielbił, wnet też i drudzy wtórowali.
W ks. Woroszyle i starym Podkomorzym miał Czuryło pierwszych protektorów i obrońców. Ci go osłaniali i usta drugim zamykali.
Mimo to, na uboczu, nawet już po długim pobycie w Kurzeliszkach, gdy wszyscy się z nim obyli i oswoili — o Czuryle prawiono niestworzone rzeczy; potworzyły się legendy, niewiedzieć jak i zkąd wyrwane, które z ust do ust przechodząc, nabierały niby jakiegoś prawdopodobieństwa, bo się utrzymywały, niczem nie zbijane.
Mówili jedni, że jako żywo szlachcicem nie był, ale zbiegłym z siczy Zaporozkim kozakiem — drudzy, że kryminał popełniwszy krwawy od mściwej ręki sprawiedliwości ochodzić musiał — inni, że kędyś żonę i dzieci porzucił; a nawet, że do jakiejś