Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bie starego francuzkiego markiza, który choruje na cnotę... który jest niezmiernie miły a zimny jak stal, który nikomu nie powie niegrzeczności, ale rodzonemu bratu głowę zetnie, gdy mu to będzie potrzebne.... Zręczny, milczący, zapięty, tajemniczy, a w towarzystwie najmilszy z ludzi. Lubi pasyami kwiaty, kocha się w muzyce, gotów jedne wąchać, drugiéj słuchać dzień cały... a to mu nie przeszkodzi kazać do nas kartaczami strzelać, jeżeli mu nie będziemy posłuszni. Sentymentalna gilotyna!!
— A! jakżeś go odmalował! zawołała szambelanowa....
— Staruszek, w którym się przecie kochać będziecie... ale który nas zdusi, złamie i zmiesi na ciasto. Voila!
Ankwicz zamilkł i dodał po chwili: — Ja go admiruję — typ d’un homme d’Etat et du meilleur monde.
— Nie żonaty? spytała pani.
— Wdowiec... czuły ojciec, codzień pisuje do córek.
— Któż jest więcéj?
— Jenerał Dunin — prosty jenerał i nic więcéj.
— A daléj.
— Świetny, młody, rozpuszczony... rozmarzony książę Cecjanow....
Daléj liczył Ankwicz po Rautenfeldzie innych pomniejszych wojskowych.... Szambelanowa słuchała z wielką uwagą....
— Któż z królem? zapytała.
— Wszyscy co zawsze — mówił Ankwicz, Kicki, Diak (Dziekoński), Chreptowicz, ale ten do Karlsbadu wyjedzie, Tyszkiewicz, którego wybierzem marszałkiem od Litwy.
— A z kobiet?
— Pani Krakowska nie uchronna... pani Mniszchowa nie unikniona, pani Tyszkiewiczowa nie zbędna.
— I Grabowska?
— O nie! Markiza Lullie... uśmiechnął się i mrugnął Ankwicz.
— Coś o niéj zasłyszałam, ale głucho.