Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szambelan przebudzony ze snu a na jawie téż nie bardzo pojętny, nie rozumiejąc co, gdzie i jak się stało, łamiąc ręce wołał tylko:
— A widzisz! ale uspokój się, duszeczko! uspokój się duszeczko!
Rozwinęły się z tego spazmy, od których panna Justyna nie mogła ratować, bo powróciwszy do domu, natychmiast znikła i zamknęła się w swoim pokoju.
Nie można się było do niéj ani dowołać ani dostukać. Szambelan więc sam rozsznurował, rozebrał — i lekarstwami stósownemi, które zawsze były pod ręką, powoli nieszczęśliwą ofiarę niepotrzebnéj ciekawości uspokoił. Tryumfowałby, gdyby stworzenie do niego podobne śmiało okazać, co myślało...
— Otóż tobie Kastaliński! mówił w sobie, oto tobie sejm i Ankwicze!..
Nad rankiem już wszystko we śnie się pogrążyło z wyjątkiem panny Justyny, w któréj pokoju do dnia się świeca paliła i słychać było chód gwałtowny... jakby rzucanie się po pomieszkaniu a niekiedy jęk i płacz...
Nazajutrz rano... panna Justyna kazała powiedzieć, że jest chorą i że nie wyjdzie chyba późniéj.
Szambelanowa zamruczała. — Tony sobie jakieś daje z tą chorobą!
Sama ona także czuła się niezdrową, lecz ubrawszy się wyszła do salonu, bo chorując zbytecznieby się z szambelanem nudziła...
Kastaliński przyszedł i wedle zwyczaju w humorze doskonałym i jakoś potrafił rozruszać gospodynią wiadomością o balu, który miał dać Pułaski. Do obiadu nie przyszła panna Justyna...
Szambelonowa ruszała ramionami.
Brat, który do domu tego rzadko przychodził, zjawił się po długiéj niebytności i przemknął do siostry....
Gdy mu zaryglowane drzwi otworzyła i spojrzał jéj w twarz, uląkł się biedny.
— Wezwałam cię, żebyś przyszedł — odezwała się — potrzebowałam widzieć się z tobą... czuję się chorą... bardzo chorą.