Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Patrzajże — wchodząc, rzekła majstrowa — albo to nie można wyporządzić duchem, jak my się z Paraską do tego weźmiemy, a choćby przyszło i parobka nająć na jaki dzień.
— A gdzież się z temi rupieciami podziać? — zapytał majster.
— Gdzie? miły Boże, a na strychu, na wyżbach, a w szopce, albo to miejsca mało?
— Dajmy na to, — mówił Borysewicz — cóż cztery kąty a piec piąty jejmość im najmiesz... Ani stołu porządnego, ani stołka, ani tarczana, nie mówiąc już o łóżkach... Wszystko to państwo, szlachta, rozpieszczona, popsuta... choć najlepsi ludzie... ani zwierciadła, ani kotary... a u nich bez tego nic...
— Jużeście się wygadali? — spytała majstrowa — to posłuchajcież... Tarczany dwa tak jak mam... tarcice są, cztery kołki to i nogi. Stół jest a jak się wyszoruje... nie może być lepszy, choćby politurowany. Stołków pięć prostych postaram się... Zwierciadło, kto się muskać chce, niechaj z sobą wozi... Zechce kto mojéj chaty jaka jest — dobrze — nie... z Panem Bogiem! Nie zekspensujemy się na to...
— Róbże sobie, jak chcesz — zakończył Borysewicz — ino ja jednę rzecz waruję... żebym temu, co najmie, nim się słowo da, w ślepie spojrzał i pogadał z nim, bo żadnemu — z pozwoleniem, szelmie, żeby mi kupy złota dawał — nie najmę.
Poklepała go po ramieniu pani majstrowa ucieszona.
— Niechaj będzie, jak pan każe, niechaj będzie! Wola wasza.
Borysewicz poszedł na miasto, a Michałowa natychmiast wzięła się do roboty... Pobiegła do kuchni dać znać Parasce, że postawiła na swojém, bo w niedostatku innego towarzystwa wiele z nią mawiała, a rada była, że jéj słucha. Paraska sama odzywała się rzadko, raz że zawsze była schrypniętą, powtóre iż jéj się zdawało, że jejmość za nią zawsze sama, co trzeba, wypowie.
We dworku zagotowało się aż od pospiesznéj roboty... Kilka pustych beczek wytoczyło się w dzie-