Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na te wszystkie miłości znaki wojak nie odpowiedział ni słowem, pocałował córkę w głowę, a natychmiast obejrzał się za ławą, bo mu nogi zbolałe drżały i ledwie się na nich trzymał.
Marta zapomniawszy, że mąż zbytniej gadatliwości nie znosił, opowiadała mu ciągle wszystko to co dotąd przeżyła i przecierpiała. Spytek pohamował jej żale. Zwrócił ku niej zakrwawione oko, podniósł chustę, którą głowę miał związaną, odsłonił jej krwawą powiekę, pod którą tylko ślad drugiego oka pozostał i mruknął.
— Kawałka ciała całego nie mam! — głową potrząsł. — Cud, że dusza w ciele została.
Kasia płacząc, ręce ojcu całowała. — Staremu spadła kropla z krwawego oka, jakby łza.
Na Horodyszczu coraz hałaśliwiej być poczynało, schodzili się goście.
W wielkiej izbie na dole ściągało się co z obozu szło i na grodzie było słychać tych, co Kaźmirza ze sobą przywieźli. Gdy weszli do izby rozstąpili się przed nimi wszyscy, zapraszając ich bliżej ogniska i pierwsze czyniąc miejsca. Ciekawi byli słuchać, a nim starzy otwarli usta, już ich pytaniami zarzucano niecierpliwemi.
Topór Janko na pierwszem miejscu siedział. Mąż to był letni, lecz silny i zdrów jeszcze z obliczem jasnem i wesołem. Jego to zapytał Lasota stojąc przy nim: — Jakeście znaleźli króla, jak matkę nakłonili, ażeby go nam oddała?
— Wolą Bożą i łaską — odrzekł Topor. — Wiedziałem ja, że się bez cesarza nie obejdziemy i że od niego tylko ratunku spodziewać się możemy.
Pojechaliśmy więc na dwór Henryka. Cesarz z razu nas przyjmować ani słuchać nie chciał, ale później zawezwał nas do siebie i słuchając naszych próśb, przyrzekł nam, iż ujmie się u Papieża za ko-