Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeden Kunigas im przodował, poufale obchodzący się z Masławem, który miłości jego okazy rad nie rad znosić musiał.
Niewiast, starym obyczajem w izbie nie było. W końcu stołu usadowiwszy się Masław, Kunigasa posadził przy sobie. Wszeborowi Masław u drugiego stołu miejsce naznaczył, aby tam gospodarzył. Uczta pociągnęła się dosyć długo, podczas której krom Prusaków, którzy głosy podnosząc, jeść i pić swobodnie poczęli, reszta dworu Masławowego, wedle przykazania pańskiego pewnie, zachowywała trwożliwe milczenie.
Gdy jadło już ze stołów poznikało i tylko dzbany stały, wpadła nagle do izby nieproszona jakaś postać. Prusacy na widok jej przerażeni się z ław pozrywali. Masław jak trup pobladł. Było się czego przestraszyć zaprawdę. Niewiasta to była stara, wychudła, wysokiego wzrostu, z siwemi włosami rozplecionemi, w grubej bieliźnie, bosa, jakby z więzienia czy z rąk oprawców wyrwana. Blada twarz jej pomarszczona, oczy siwe, zaoognione, gniewne, usta śliną okryte — rozpacz jakąś i niemal obłąkanie wyrażały. Biegła, wołając głosem, którego zrozumieć nie było można i wpadła tak przed sam stół i stanęła wryta naprzeciw Masława, mierząc go oczyma.
Kneź zerwał się z siedzenia blady, rękami wskazując dworskim na to widmo, które do izby wpuszczono. Popłoch stał się w izbie. Ruszył się i Wszebor od stołu. W tem ludzie co za babą tą wbiegli, chwycili ją za ręce; ta wyrywając się im padła na ziemię. Słychać było krzyk i szamotanie się przez chwilę, potem ludzie dworscy wynieśli spiesznie obłąkaną za drzwi i coraz ciszej słychać było jęk daleki ginący gdzieś w głębinach dworu.
Umilkło wszystko, Masław padł na siedzenie swoje, a potem chwiejnym krokiem powoli z komory się wysunął i inni powychodzili także do spoczynku.