Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ży da się kurcze upiec wyśmienicie; no, i ta szopa na głowie — ciepła rzecz!
— Tak i przez kij skakać wygodnie! — odparł, spluwając, Wisłouch.
— Bardzo szanuję kochanego Podkomorzego, odezwał się Woroszyłło, a no, tak mi Panie Boże dopomóż, gdybym miał siedmnaście córek na wydaniu, żadnej-bym Niemcowi nie dał powąchać. Co ta nieszczęśliwa pocznie, jak ją będą niemieckim szpekiem karmić?
— A w dodatku luter! — szepnął Sopoiko.
Opozycya pocichu daleko jeszcze straszniejsze zarzuty czyniła.
Dwór Podkomorzego, który zdawna wszyscy znali, teraz wcale nową przybrał fizyognomię, która nie zupełnie się godziła z tem, co dawnego w nim zostało i nie dało się przerobić. Krzesełka i kanapy były białe ze złotem, a mury staremi szpalerami ciemnemi okryte, i na stropie belki się nie utaiły; niektórych odwiecznych sprzętów nie śmiano wyrzucać — biły w oczy swą prostotą. Podłoga poprawiona i zawoskowana, miała defektów wiele; a że gości było dużo, obok złoconych krzesełek i ławy kilimkami pookrywane stały.
Wśród towarzystwa też, a szczególniej pań, różne epoki strojami były reprezentowane. Niektóre suknie sięgały pewnie czasów Jana Kazimierza, inne jak z igły, świeżo przybyły z Paryża. Obok