Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z dziedzińca wnosić było można, że na wesele dwa razy tyle gości zaproszono, ile ich stary dwór mógł pomieścić.
Wprawdzie salę jadalną z tarcic i opółków, wyklejaną szpalerami, zbudował był p. Podkomorzy, lecz gościnnych izb ani było nastarczyć, a jesień już chłodna przejmowała do kości.




Nie żałował sumptu p. Podkomorzy, wiedząc, iż mu się jego magnificencye wynagrodzą: z góry sobie rzekł: Niech wesele kosztuje co chce, a Niemców się nie powstydzę.
Z największym magnatem polskim nie byłoby tyle zachodów i kłopotu; lecz grafa saskiego i jego rodzinę, nawykłą do splendorów drezdeńskich, przyjmować w staroświeckim domu, którego zbytek na czem innem się zasadzał, inaczej wyglądał: trudność była wielka. Szło o to, ażeby Niemcy nie powiedzieli, że Polska jest barbarzyńską.
Z drugiej strony, sprosiwszy kilkaset szlachty, po niemiecku i ze szwabska ją przyjmować — i to nie uchodziło. Podkomorzy długo się zastanawiał nad tem zadaniem skomplikowanem i rozwiązał je tem, że potroszę do obu obyczajów zastosować się musi.
Szlachty, ciekawej niezmiernie, owego niemieckiego zięcia widzieć, zjechało się bardzo wiele.