Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i po wielkim wysiłku wydobyła się z przepaści. Pan Erazm spiął konia i pojechał dalej.
W powozie, gdy wszystko się już skończyło, panowało jeszcze rozdrażnienie wielkie.
Pani St. Aubin po klątwach skończyła na płaczu i spazmach: p. sędzianka od łez przeszła do gniewu.
— Trzeba było jeszcze tego, ażeby ten młokos był świadkiem. Będzie potem rozpowiadał, śmiał się, szydził! Jestem najnieszczęśliwszą istotą na ziemi.
Zarazem p. Leonilla obiecywała sobie być tak piękną, tak zachwycającą, ażeby ten nikczemny wróg, patrząc na nią w rozpacz wpadł, że się do niej zbliżyć nie może.
Dowodziła bonie, że, przejeżdżając, uśmiechał się złośliwie: niewiedzieć dlaczego p. St. Aubin, na ten raz, naprzekór wychowanicy, upierała się dowodzić, iż twarz miał kondolencyjną.
— Każdy inny kawaler — przerwała sędzianka, — byłby się zatrzymał, pomógł, poradził widząc kobiety same w takiem nieszczęściu; ten sobie tryumfująco minął!
— Bo mu nie wypadało się zbliżyć — odparła p. St. Aubin. Nie potrzeba przesadzać, na ten raz nie winien nic.
Panna Leonilla nie chciała się sprzeczać — zamilkła.
Myślała teraz o stroju, o przebraniu się, o wra-