Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leonilla zakrzyknęła ze zgrozą:
— On! ładny! cóż pani mówisz?
— Trzeba być sprawiedliwą — dodała Francuzka — mówię ci, że ordynaryjny jest, ma minę lokaja może, ale jak Antinous — zbudowany i śliczny. Rysy aż nadto szlachetne. Co za profil! Ciągle go widziałam z profilu, bo ani drgnął w czasie nabożeństwa, a na naszą ławkę i spojrzeć nie raczył.
I bardzo dobrze zrobił — przerwała p. Leonilla: byłby spotkał wzrok pełen pogardy i nienawiści.
— A mnie to gniewa, że go nie spotkał — rozśmiała się St. Aubin.
Po chwili rozmowa przerwana nanowo się rozpoczęła. Panna Leonilla odezwała się do bony:
— Mówisz, że jest ordynaryjny; ja tego nie powiem, tylko zuchwały — a ta duma w biednym szlachcicu, ma coś w sobie irytującego.
Dla nich jakby nas nie było w kościele, siedzieli pod bokiem, i żadne z nich nie raczyło nawet się obejrzeć.
P. St. Aubin, która wszelkiej piękności a szczególniej w młodych mężczyznach była wielką admiratorką, najniewinniej w świecie, po kilkakroć wracała do pochwał tego gbura, który tak posągowo wyglądał.
— Co za szkoda — dodała — że to bez żadnego wychowania, wśród tej brudnej waszej szlachty się sponiewiera!