Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ani przed ojcem, ani przed kochaną ciocią spowiadać się nie mógł. W szkołach najpierw u Jezuitów, potem w palestrze lubelskiej, napatrzył się różnego świata, nielepszego może od tego, wśród którego się urodził, — lecz nauka i obcowanie z ludźmi wiele mu dały do myślenia.
Była to chwila, jakie przychodzą czasem w życiu narodów, gdy zło doścignąwszy największego stopnia, obudzą instynktowo w duszach pragnienie jakiejś zmiany i poprawy. Konarski właśnie był przemówił za reformą wychowania i obrad nad sprawami publicznemi; w powietrzu było czuć potrzebę jakiejś zmiany w życiu, które nikomu znośnem nie było. Spółeczność od panowania Augusta II, ciągle była jakby na stopie wojennej; wewnątrz kraju składające go żywioły, nawet żywiołów tych części pojedyncze, na śmierć się zagryzały. Rozkładało się wszystko; gorzał bój, który niekiedy w łono rodzin się wkradał.
Tak samo jak Czemeryński z Hojskim, walczyli Radziwiłłowie, Potoccy, Fleming, Czartoryscy, Sapiehowie z sobą, ucierała się na sejmikach szlachta, zabijały partye na trybunałach, dwór wojował z magnatami, senat z izbą poselską, — wszyscy niemal ze wszystkiemi. Z prawa została łupina, kładł w nią każdy co chciał, — w istocie rozstrzygały pięści.
Nadto się tego napatrzył pan Erazm, dodaw-