Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazbyt było pilno Kasztelanowej rozgadać się z Ostrogrodzką o wypadku, aby tu długo wytrwać mogła. Przemówiła jeszcze słów kilka, wstała, zakręciła się.
— Zatem, ja czekam z obiadem, jeszcze mam mnóstwo na głowie! Nie uwierzysz acan dobrodziej, niech dzieci powiedzą, co to ja za nieszczęśliwa z temi interesami. A oto i sejmiki u nas, piszą z Warszawy o posłów — i to na mojej głowie. Wszystko! a tu pani Hetmanowa z Wojewodziną się popstrykały, kto godzi? — ja! Jak Bóg miły! historye! Gdzież Ostrogrodzka? Zostawiam pana dzieciom. Pamiętajcież na obiad być gotowemi.
Wysuwała się już śpiesząca pani, którą Czemeryński do drzwi odprowadzić czuł się w obowiązku.
Nagłe wtargnięcie gospodyni domu miało ten szczęśliwy skutek, że sędziemu dało ochłonąć i ostygnąć z gniewu, jaki w nim widok zięcia obudził. Wrócił do myśli, z którą tu przybył.
— Ja tu — rzekł obracając się do córki, ku której ciągle unikając Hojskiego, pochylał się — ja tu długo bawić nie mogę. Przybyłem po to, ażeby was zabrać z sobą do Łopatycz.
Leonilla spojrzała na męża.
— Pan sędzia — począł Erazm.
— Mówże ojciec! — poprawiła żona.
Czemeryński się namarszczył, lecz nie zaprzeczył.