Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Obróć to acan dobrodziej na korzyść duszy swojej — dodał ks. Dagiel — wstąp w siebie, uderz się w piersi!
Na to długo nie było odpowiedzi. Czemeryński czem innem wydawał się być zajętym. Księża obaj milczeli, szanując jego smutek; Czemeryński zerwał się żywo.
— Gdybym wiedział — zawołał — że Strukczaszyca tem dojadę — natychmiast-bym ich oboje do domu wziął — przebaczył i pobłogosławił.
Ksiądz proboszcz, który sądził, że go już nawrócił, spojrzał na ks. ex-definitora: stary grzesznik wracał.
— Jak waćpan dobrodziej sądzisz, gdzie oni mogą być?
— Nic a nic o tem nie wiem — odparł ks. Dagiel — mówiłem już o tem panu, że jedna Strukczaszanka mogłaby wiedzieć coś.
— Strukczaszanka! — skrzywił się Czemeryński i ręką strzepnął.
— Dosyć, że jego siostrą jest, bym z nią wszelkiego unikał stosunku — rzekł sędzia. — Mojem zdaniem, oni daleko być nie mogą. Suponuję, bom coś słyszał, iż Erazm się kręcił koło palestry w Lublinie, że tam się pewnie ukryć pojechali. — Ja ich znajdę.
Niezważając na obu duchownych, cały zajęty my-