Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzieć — jakożywo, pisarz był Hryniewicz. Co to dziś?
Morawiec, który, w lepszym będąc humorze, przysłowia „niby“ używał — dodał żwawo:
— Niby czwartek.
— Czwartek — powtórzył Strukczaszyc. Już bądźcobądź, ja w tem, że pan Erazm w niedziele się pokaże w kościele, zdrów i rumiany. Tem im gęb zamaluje. Choćby trochę i pokawęczał, co robić Zresztą zechcą pleść, niech plotą.
Dzień się już robił na dobre, Morawiec miał prawo do spoczynku, który się też i staremu panu należał, rozeszli się więc po cichu, właśnie gdy na folwarku dziewczęta do roboty już budzono.
Panna Blandyna, nie rozbierając się, z różańcem w ręku, spała w krześle, na najmniejszy szelest się zrywając i przysłuchując czy Erazm zasypia.
Ranny spał młodym snem, lecz niespokojnym, rzucając się, mówiąc przez sen, pokrzykując i wcale na rękę chorą niemając względu.
Po kilkakroć usiłowała dla kompres i przewiązania rany dobudzić się go ciotka, ale napróżno. Zaledwie na pół otworzywszy oczy, pan Erazm natychmiast je zamykał znowu i głośne chrapanie dowodziło, iż snu nadewszystko potrzebował.




W pomroce wieków zaginęła pamięć o tym kto