Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zem kapryśną; tej mocy ducha, ani tej siły uczucia, nie domyślała się w niej nauczycielka.
— Otóż, jak to nigdy z dziećmi nic na żart robić nie można! — mówiła zmartwiona, kładąc się do snu. — Osoby dorosłe, rozumne, nie biorą tak zabawki do serca. — Jej nie można wybić z głowy dziecinnej rozrywki, na którą niepowinnam była pozwolić. — Nie umiałam się oprzeć.... Jakże to było zabawne — ta para zakochanych — a teraz!
Wyznać przed sędzią nie podobna było, srodze się nieobwiniając: p. St. Aubin musiała milczeć i przeklinała nieopatrzność własną.
Po długich namysłach, postanowiła chwycić się jeszcze jednego środka: napisać do pana Erazma, zaklinając go, aby biednego dziecięcia nieszczęśliwem nie czynił i sam dobrowolnie wyrzekł się wszelkich stosunków. W liście niezmiernie długim, poplątanym, wykrzykników i n wiasów pełnym, uwiadamiała go razem, że niezmiernie majętny młodzieniec o pannę się starał, miał rodziców za sobą i, bądźcobądź, Leonilla za niego wyjść musi.
Znając adres wileński pana Erazma, z pierwszej poczty skorzystała Francuzka, aby ten trzyarkuszowy list wyprawić. Zdawało się jej, że tem wszelkiemu złemu zaradzi.