Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

utrzymać. Sas jest ogromnie bogaty i zakochany w tobie.
Leonilla wysłuchała cierpliwie.
— Moja St. Aubin — odezwała się obojętnie — czy wolisz, żebym ja przepadła raczej niż majątek?
Francuzka rzuciła sieją ściskać, protestując, że nikt nie powinien przepadać, że się do Niemca można przyzwyczaić — a ojca należało ratować.
Sędzianka coś na to odpowiedziała niewyraźnego, lecz w postaci jej i wejrzeniu tyle było energii, iż St. Aubin zwątpiła o sobie.
— Panie sędzio, szepnęła po cichu nazajutrz — niechaj pan sam mówi z córką. Ja już wyczerpałam wszystko.
— I cóż?
— Nie mogę jej ku niemu nakłonić, ma wstręt...
Czemeryński, który córkę kochał, czuł swą słabość dla niej, zawahał się z wystąpieniem, chciał jeszcze przodem wysłać sędzinę. Biedna jejmość pochwyciła go za kolana, potem siebie za głowę, zaczęła się modlić i wymawiać.
— Kochasiu, rybko moja złota, ja nie mogę! Ja nie do tego! Nie — to nad siły, nie potrafię.
Właśnie dnia tego nadbiegł Podkomorzy, nalegając, że Sas gwałtem chce słowa stanowczego i przygotował już do ojca sztafetę, że obiecuje wszystko czego zażądają od niego, byleby mu pannę dano. Czemeryński zwlekać już nie mógł. Po obiedzie uło-