Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sującą się losem kochanków. Możnaby z tego wnieść, że musiała stanąć po stronie wychowanicy i powinna była popierać sprawę jej serca.
Ale — jak tylko znikł p. Erazm, ostygło mocne we Francuzce zajęcie się nim. Chwila obecna i ludzie żywi silniej na nią działali zawsze niż wspomnienia. Miłość stała, z przeszkodami, zachwycała ją w romansie, w opowiadaniu; ale w praktyce gotowa ją była p. St. Aubin zawsze godzić z wymaganiami rzeczywistości.
Czemeryński, znając jej wpływ na córkę, szepnął zawczasu o bardzo bogatym pretendencie, dając przytem do zrozumienia, że gdyby powiodło się z nim, pani St. Aubin mogła na wdzięczność rachować. Zachwiało to jej przekonaniami. Pana Erazma, nie zbyt majętnego szlachcica, choć pięknego chłopca, uważała już za partyę niewłaściwą może, a cierpieć dlań — na to się jej serce wzdrygało.
Gdy p. Leonilla tak stanowczo oświadczyła, że chce ukochanemu wierną pozostać, Francuzka zmilczała znacząco — nie pochwalała ani ganiła.
W parę dni ukazał się pan lejtnant Vogt z Podkomorzym, ubrany nieco śmiesznie, ale bogato i błyszcząco. Sędzina przyjęła go uśmiechami i migami, sędzia — francuszczyzną. Pani St. Aubin dano znać, ażeby wyszła z Leonillą a przedtem czuwała nad jej ubraniem. Nierychło jednak, dosyć nadąsana,