Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W czasie niebytności p. Erazma, który teraz namiętnie bardzo polował i codzień do lasu chodził, p. Strukczaszyc zapotrzebował laku, rzeczy, której podówczas mało używano i nie zaopatrywano się w nią zbytecznie. Kawałeczek ostatni, osadzony na piórze, został do szczętu wypieczętowanym, Hojski był pewien, że znajdzie laskę u syna.
Poszedł więc do jego pokoju, przeszukał na stole, przewrócił wszystko i zajrzał do szufladki.
Nie było i w niej laku, ale stary zdumiał się mocno, znajdując jak relikwią zawiniętą, śliczną damską rękawiczkę.
Wziął ją do rąk, poniósł do okna, opatrzył ze wszech stron, powąchał: pachniała bardzo pięknie — zadumał się mocno, brew mu się namarszczyła. Ponieważ obok był pokój p. Blandyny, zastukał w ścianę, i Strukczaszanka, trochę nastraszona, nadbiegła.
— Patrzaj-no — co-to to jest? — zapytał — rękawiczkę podnosząc do góry stary.
Panna Blandyna zbladła, zaczerwieniła się: odgadła wszystko, ale powiedziała sobie zaraz, że będzie się starała obronić ukochanego siostrzeńca.
— No, cóż ma być? — rękawiczka?
— Tak, widzę, ale czyja?
— Ja nie wiem, może moja?
— Twoja! ale-ba! kiedyżeś ty takie rękawiczki