Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nował a razem się obawiał, z niczem się nie wydał p. Erazm. Na prawdę powiedziawszy, wesołości tej i szczęśliwości wewnętrznej była przyczyna tajemna, której się nikt nie mógł domyśleć.
Rzecz się tak miała:
Przed wielkim tygodniem w Łopatyczach okazały się mnogie i rozmaite potrzeby domowe, których sprawunkami w Brześciu ani w Kobryniu zaspokoić nie było podobna. Wypadało chyba posłać do Warszawy, ale — kogo? Potrzebowano wiele do śpiżarni: na to-by każdy łatwo z rejestrzyku zaradził, lecz i kobiecych fatałaszek do stroju wiele nie dostawało. Do tych potrzeba było i gustu i znajomości wymagań mody. Pani St. Aubin ofiarowała się jechać sama. Miło jej było przewietrzyć się trochę i w drodze grać rolę pani. Zdecydowano jednak, że dosyć było, zamiast Warszawy, Lublina. Z powodu trybunałów, przybywali tam kupcy, były sklepy; dostać można było, co zapragnęła dusza. Godziła się p. St. Aubin i na Lublin, choć przekładała Warszawę.
Lublin zaś z tego powodu był dogodniejszym p. sędzinie, że u Brygitek przełożoną miała rodzoną siostrę. Przy tej sposobności mogła jej posłać dla klasztoru pewnych łakoci i zapasów śpiżarnianych, które zwykle około Wielkiej Nocy, osobna fura, pod nadzorem pisarza, dostawiała do zakonnic.
Już p. St. Aubin miała się wybierać w tę podróż,