Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nęło na wszystkich, sam Szelawski okazywał się teraz mniej przybitym.
Zaczął Juliana badać i rozpytywać o rozmaite szczegóły. — Ks. Zaręba z wielką pociechą swą widział, iż Sędzia pierwsze wrażenie przebywszy, męztwo i zimną krew odzyskiwał. Sędzina wysunęła się, Panu Bogu dziękując.
Szelawski próbował jeszcze naprowadzić na myśl jakiegoś porozumienia — lecz ze wszystkiego okazywało się ono niemożliwem. Pani Julianowa teraz stanowczo odpychała, nawet pozorne pojednanie. Mecenas utrzymywał, że rozwód jest po kilkunastoletniem pożyciu, przy dorastających dzieciach, niemożliwym — ale separacya nastąpić musiała...
Późno już przystąpiono do rachunków. Julian potrzebował co najmniej kilkakroć sto tysięcy złotych dla utrzymania się przy dobrach nowo nabytych.
Bronisław oświadczył pierwszy, że choć sam był w interesach — gotów był dać sześćdziesiąt tysięcy, Mecenas ofiarował czterdzieści, stary Szelawski nie zawahawszy się, dodał.
— Dam resztę.
Julian milcząc przyszedł rękę ojca ucałować. Nie honór, ale miłość własna rodziny ocaloną została.
Wszyscy tem byli dumni — Sędzia powoli twarz rozpogodził. Zaczął rozpytywać o Chryzia,