Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życzył, bo wkładało to ciężary na rodzinę, ale zarazem — mogło ją w pewien sposób rehabilitować.
— Teraz — rzekł, niema już co zwłóczyć, jedziemy do Wólki, rada familijna jest niezbędną. Nie damy ci upaść — bądź spokojnym.
Chryzia możesz ze starym nauczycielem pozostawić w Płosce, a ty siadaj ze mną. W Warszawie zabierzemy z sobą Bronisława i udamy się do Wólki.!. albo naprzód do ks. Zaręby, aby starego ojca nie nastraszyć, jeżeli go jeszcze dotąd nie przygotowano...
Julian już tylko ściskał brata i dziękował. — Oddychał teraz swobodniej, nie był sam, — rodzina szła z nim razem, — czuł się ocalonym!






Stary Szelawski na swoje lata mógł się nazwać jeszcze silnym i zdrowym. Z powrotem do Wólki obawa o grożącą mu jakąś chorobę, ustała. Doktór Frycz śmiał się z diagnozy warszawskiej, a stary tak się czuł na wsi przy swobodzie i trybie życia, do którego nawykł, rzeźwym, jak już oddawna nie był. Oswoił się z Warszawą w czasie pobytu u Bronisławowstwa — ale zawsze u siebie w domu było mu lepiej.
Właśnie się tem cieszyła Sędzina i ks. Zaręba, winszował stary przyjaciel Porkowski, gdy nieszczęsna wiadomość o Julianie nadeszła i na ota-