Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan wiesz mój stósunek? spytał Otto.
— Niestety! i ja i wszyscy już o nim wiedzą — rzekł Mecenas — ale nie widzą dotąd w interesach pańskich i pani Julianowej żadnej łączności... a jutro ja sam będę w Chrzanowie...
— Tak — ale mnie to wielce obchodzi — przerwał Bracki. — Co pan sądzisz o położeniu biednej kuzynki mojej. Ma ona zatrzymać nabycie nowe, czy się go zrzec? jak w istocie stoją jej interesa?
Wicherkiewicz, mając wstręt do człowieka, rad był mu uczynić przykrość.
— Interesa pani Julianowej? odparł, szczerze powiedziawszy, zawikłanie to nie będzie dla nich pomyślnem, i ja ich też dobremi nazwać nie mogę.
Mieć będzie kłopotów wiele. Przy nabyciu nowych dóbr niepodobna jej radzić, aby się utrzymywała.
Bracki się zmięszał mocno.
— Są długi, — chociaż pan Julian rządził się bardzo dobrze, gospodarował pilno, ale nie wszystko mogło iść po myśli. Interesa małżeństwa wspólne mogły być w przyszłości wielce obiecujące, nagła ich likwidacya... będzie fatalną. Bez znacznych strat obejść się nie może.
Spojrzał Wicherkiewicz na słuchającego i dodał złośliwie.
— Cóż pan chcesz, wolności się nie okupuje