Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieć obrazy, dzieła sztuki, park i oranżerye, hodować orchidee i sprowadzać najrzadsze kwiaty.
Taksamo pan Julian nie kochał się właściwie w koniach, ani się na nich znał tak bardzo, ale najwięksi panowie mieli stajnie i stadniny, uczestniczyli w wyścigach, więc i jemu wypadało nabywać angielskie bieguny i starać się niemi odznaczyć.
Tak było ze wszystkiem. Rządziła tu wszechwładnie tyrańska moda, którą niespokojnem okiem ścigano, aby się jej nie sprzeniewierzyć.
Kosztowało to wiele, bardzo wiele, ale szło gospodarstwo dobrze, dochody były na fantazye wystarczające. Jeżdżono do wód, czasem spędzano kilka tygodni w mieście, a na wsi dom był na takiej stopie, iż się najznakomitszych gości nie potrzebował wstydzić.
Kosztowało to pana Juliana nietylko wiele pieniędzy, lecz i starań wiele, bo najmniejsze zaniedbanie się żona mu gorzko wymawiała, lecz mieli tę pociechę, iż powszechnie chwalono gust, z jakim się urządzili na wsi.
Wygodnem było czy nie, ale wszystko być musiało pańskiem, świeżem, wytwornem i modnem.
Pani Julianowa niegdyś bardzo piękna, dotąd jeszcze zachowująca starannie resztki uderzających wdzięków, dbała wielce o przedłużenie młodości. Nie dawało się to inaczej dokonać, jak nadzwyczaj wytworną toaletą, na którą nie żałowano tak