Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niebezpieczeństwa dotąd niema — odparł Frycz po namyśle, ale Sędzia jesteś chory i znużony. Staraj się uspokoić.
Jeżeli co pilnego masz do uczynienia — a niezbyt utrudzającego — rób — może tosamo cię potrafi uspokoić...
Sędzia popatrzył mu w oczy i nic nie odpowiedział.
W godzinę potem kazał zawołać Bronisława.
— Czuję się niedobrze, rzekł mu, osłabłem bardzo — dajcie znać o tem od siebie Julianowi na wszelki przypadek...
Radca chciał zaprotestować.
— Rób co ci mówię — przerwał Sędzia, nic nie zaszkodzi, że ja go zobaczę i powiem mu to, cobym rad wam po stokroć powtórzyć i wpoić w umysł i serca... Dajcie mu znać, żem chory...
Około południa Frycz żądał posłańca i wysłał go do miasteczka, napisawszy kilka słów do młodego lekarza wojskowego, który się tam przy pułku znajdował. Żądał jego przybycia.
Mecenas dowiedziawszy się o tem, przybiegł nastraszony.
— Ojciec gorzej? zapytał.
— Nie lepiej — rzekł Frycz zasępiony — obawiam się na noc gorączki.
Stan chorego był dziwny jakiś, gdyż chwilami zdawał się lepiej, umysł był przytomny, mowa nie zdradzała gorączkowego usposobienia, — ale te