Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie dziwujecie się, że ojciec w innych pojęciach obowiązków familijnych wychowany — cierpi na tem.
— Gdyby to było w mojej mocy — dodał Bronisław, proszę mi wierzyć, że dla osłodzenia ojcu dni jego starości uczyniłbym — ofiarę z siebie — ale... cóż ja mogę?
— Trzeba, aby ojciec dał surowe napomnienie Julianowi — a i Mecenasowi by nie zaszkodziło...
Ks. Zaręba się uśmiechnął.
Następnego dnia niebo się nieco rozjaśniło. Zjechało się licznie sąsiedztwo, Sędziemu przypomniały dawne czasy, poruszyło mu się serce. Pomiędzy gośćmi stary Regent Busiatowski, który około akt i archiwów wiele w życiu chodził, raz się poznawszy z panem Wolskim, został wiernym jego towarzyszem i podjął się przy nim zastępować gospodarza. Dwa stare móle doskonale się z sobą zgadzały...
Panna Justyna z Podkomorzyną wyręczały też w wielu rzeczach Sędziego, który miał tę pociechę, że wszystko wypadło po staremu, że na niczem nie zbywało, porządek był wzorowy, a humory i usposobienie serdeczne. Szelawski trochę o swych troskach zapomniał.
Mecenasowi dnia tego mniej się powodziło, bo go odrywano od panny, a Floryan zuchwale go przy niej ciągle zastępował.