Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tysięcy wprzódy, aby się teraz nie zdawało, że płacił za Jadwisię...
Lękał się obrazić synową i syna...
Chodził więc zasępiony, ale z mocnem postanowieniem uczynienia czegoś dla syna. Ponieważ Lola robiła ustępstwo, dając córkę, mógł Sędzia też wyjątkiem się odwdzięczyć.
Zachodziło zatem pytanie, czy miał to zrobić po cichu, we cztery oczy, zachowując tajemnicę, lub otwarcie — nie lubił sekretów i chowania się z tem, co czynił.
Słowem w kłopocie niemałym był stary, gdy nadszedł Mecenas, który nie widząc się jeszcze z matką, nie wiedział nic o Jadwisi...
Szelawski zobaczywszy go — natychmiast pospieszył spytać.
— Wiesz! Wiesz!
— Zaszło co nowego? odezwał się p. Kalikst lękając, czy nie zmieniono postanowienia.
— Nowego, niespodziewanego, nie do wiary! Nie potrafił byś zgadnąć — zawołał Szelawski, chociaż z mojej twarzy czytasz, że nic złego, ale owszem...
— Coż to może być? mruczał trochę już niespokojny Kalikst.
— Nie wszyscy ją umieją ocenić, jak ona zasługuje — mówił żywo Sędzia — nie mogąc się powstrzymać — ja zawsze tego trzpiotka ze złotem sercem kochałem — a to niewiasta heroiczna.