Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak się wnuki po roku niewidzenia wydadzą, czy podrosły, wypiękniały, zmieniły się bardzo? Rok w dzieciństwie i młodości tak czasem wielkie przynosi z sobą różnice!
Widząc obłoczek jakiś na czole męża, starała się jejmość rozpędzić go wesołem usposobieniem.. Ks. Zaręba wtórował siostrze dobrym humorem, i Kunaszewski nawet wtrącał się słówkiem nieśmiałem, ale Szelawski uśmiechając się im, pozostał zadumanym. Coś mu na sercu ciężyło..
Dzień jeszcze się nie skończył i na podwórzu dosyć jasno było, gdy wstano od stołu, bo wieczerza się zwykle z dwóch tylko potraw składała. Siostrzeniec przeprosił Szelawskich i natychmiast pospieszył na plebanię, niepokojąc się, czy go tam nie potrzebowano. Po wyjeździe jego Podkomorzyna zwróciła się ku ogrodowi, a Justysia, wedle zwyczaju, mając chwilę wolniejszą, towarzyszyła jej w tej przechadzce.
Wprawdzie jako przewodniczki nie potrzebowała jej staruszka, znając ulicę i ogród doskonale, ale bardzo lubiła Justysię i chętnie ją brała z sobą, bo przed nią się swobodnie skarżyć i wywnętrzać mogła, a razem o czemś od niej dowiedzieć. We dnie zaś dziewczę czasu nie miało.
Przechadzki te wieczorne należały do zwykłego programu.
Sparta na ramieniu dziewczęcia Podkomorzyna długo milcząc szła ulicą staremi drzewami wysa-