Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biedną męczennicę, z anielską dla niej łagodnością i poszanowaniem.
Gromadki domowników dopełniało roztropne i bardzo ładne dziewczątko, czternastoletni wyrostek, sierota Justysia, — prawa ręka i ulubienica Sędzinej, wyręczająca ją, ożywiająca swą młodością zestarzałych inwalidów. Teraz, gdy dzieci się rozbiegły po świecie, gdy wnuków im nie chciano powierzyć, Justysia ich zastępowała. Później ją bliżej poznamy.
Rozmowa między starymi od kilku dni już toczyła się ciągle o dzieciach i ich przyjęciu. Usłyszawszy, że żona poruszyła kluczykami, Szelawski zadumany, przerwał milczenie.
— Moja panno (tak ją po dawnemu nazywał mąż) moja panno — więc, więc — jak sądzisz? Julek, ten poczciwy Julek, czy nam choć jednego syna przywiezie? Prosiłem go w liście o to..
— Trzeba było do niej napisać, szepnęła Szelawska.
— A jakże! w przypisku umizgnąłem się do niej — dodał stary.. My najstarszego Chryzia prawie nie znamy, to już kilkunastoletni chłopak.. a z każdym rokiem w tym wieku ogromna zmiana. Rośnie to jak na drożdżach..
O Bronisławowej nie zapomniałem także.. wyraźnie dopisałem, całując piękne rączki, iż się jej z całą gromadką dzieci spodziewam i wyglądam..