Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciasną izdebkę zajmując w oficynie, Kunaszewski małem się obchodził, odzieży miał dosyć, buty mu sprawiano, a oszczędzając jego miłość własną, czasem Sędzia, pod pozorem, że dla niego były ciasne, swoje mu oddawał. — Bieliznę przepierano, dorzucając do niej nowe koszule poznaczone, przychodził do stołu — czegóż mógł więcej żądać?
Ażeby mu w sakiewce kilka złotych nie brakło, Sędzia darowywał od czasu do czasu źrebaka, którego potem Kunaszewski najczęściej jemu samemu sprzedawał.
Cichy, posłuszny, pokorny, przygarbiony, pan Teodor choć małe i nie znaczące miejsce zajmował, — gdyby go zabrakło, z trudnością by się dał zastąpić. Tak go już widzieć byli nawykli stojącego zawsze w tym samym kątku, przy ścianie, z wyrazem twarzy smutnym, a na ustach z tym wyciśniętym wiecznie uśmiechem rezydenta, któremu się zachmurzyć nie godzi, aby widokiem swym państwa nie zasmucił.
Przy pani Szelawskiej mieszkała, daleka jej krewna, przez Drwęskich z nią spowinowacona, niegdyś bardzo majętna, tragicznemi losy dotknięta Podkomorzyna Boduska.
Strata dzieci, ruina majątkowa, nakoniec wypłakanych oczu, czyniła ją prawdziwą męczennicą. Bliższa rodzina, z którą się poróżniła, dać jej nie chciała schronienia, ona go też przyjąć od niej nie mogła i miała zamieszkać w klasztorze, gdy Szelawscy