Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okazał życzliwość. Dotąd jéj od was nie doświadczył...
Piętka zamilkł i pobladł.
— Jakto? stawia mi więc warunki?
— On żadnego, ja zaś nie warunek, ale prośbę przynoszę, prośbę usilną. Jest to mój krewny, opiekun... Oparłabym się fantazyi, nie mogę odrzucić powodów słusznych.
— O cóż idzie? zapytał Piętka widocznie poruszony.
— Stosunków nie znam, przyczyn nie wiem, ale pan jesteś w przyjaźni i ścisłych związkach z jego nieprzyjacielem...
Usłyszawszy to Orest, wstał i zaczął się zadumany głęboko przechadzać po pokoju. Ciężkie brzemię spadło mu na piersi, osmutniał. Eulalija oczyma ciekawemi ścigała go.
— Siądź pan, rzekła, mówmy otwarcie. Nie jestem warta, abyś mi te stosunki poświęcił i znów... przywiązujesz pan do nich taką wagę..??
— Będę otwartym, odezwał się po namyśle Piętka, panią samą uczynię sędzią w téj sprawie. Nie znasz tych stosunków, ja na nieszczęście ich się dotknąłem. W każdéj innéj chwili gotówbym był dla pani, dla szczęścia zerwać węzły wszelkie, gdzieindziéj mnie odciągające. Jest to moment walki, w któréj Werndorf, jest niemal przez wszystkich opuszczonym... Mam dla niego szacunek, co więcéj, przekonanie, iż nie zasłużył na to, aby ludzie przenieśli nad niego kogo innego...