Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

keje w niebieskich, pomarańczowych, białych i pąsowych czapeczkach dosiadali je Pasza nie miał czasu spowiadać się przed Makolągwą, który będąc, — jak się okazało — członkiem komitetu pociągnął ogorzałego towarzysza szkolnego na uprzywilejowaną trybunę. Ale tu nie miał nawet przyjemności zaprezentować go kolegom, bo mały ów gospodarz porządkował, ustawiał, nakazywał milczenie tak despotycznie, iż wszyscy w cichości stanąć musieli.
— Widzisz to gniade cacko — szepnął tylko Makolągwa do Paszy, oto tę, na któréj siedzi dżokéj w kurtce amarantowéj, czapeczka biała... to moja wychowanka miss Siddons, nazwałem ją tak od imienia sławnéj w dziejach teatru angielskiego artystki... bo to największa w świecie komedyjantka... Nie powiedziałżebyś, że prosto przybyła z West-End? albo chłopak, co na niéj siedzi? hę? nie myślałbyś, żem go sobie z Anglii wypisał prosto...? a to ta bestyja Grześ, którego przezwałem tylko Master-Porter...
— Nie lękam się ani lorda Palmerstona... tego kasztanowatego, który należy do księcia Nestora, ani lady Stanhope...
— Wszystkoście więc ponazywali po angielsku — rzekł Pasza Secygniowski.
— Jak widzisz — z szykiem! Goddam!! uśmiechnął się z pewną dumą Makolągwa — jednego konia na naszym tursie niéma z domowym nazwiskiem! z szykiem! po angielsku...