Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwisko właściciela domu, w którym mieszkał, i ulicę, przy któréj był położony, zawołany dorożkarz dopomógł wsiąść do powozu, a że samego lękał się go puścić Piętka, powiózł więc, mimo przykrego uczucia, jakie na nim czynił ten człowiek...
Dom, przed który zajechali, wyglądał cale niepoczciwie. Była to kamieniczka jak pudełko, postawiona niezgrabnie wśród lichszych jeszcze domostw, odrapana i brudna. Klucza ode drzwi nie miał przy sobie, lub go zgubił pan sekretarz, bo próżno po kieszeniach szukał i wszystko, co w nich miał, powyrzucał na bruk i w dorożkę tak, że ruble i papiéry zbiérać było potrzeba za nim, co zdawało się pijanego nie obchodzić już wcale... Trzeba było dobijać się i dzwonić, podtrzymując Wytrychiewicza, który chciał się w progu położyć. Świéciło się w oknach trzeciego piętra i na głos dzwonka wewnątrz poruszać się zaczęto. Drzwi się wreszcie zwolna otworzyły. W progu stała ze świécą drżąca staruszka z siwemi rozpuszczonemi włosami, pomarszczona, z twarzą zmienioną od przestrachu... który w rozpacz się prawie zmienił, gdy ujrzała Wytrychiewicza, którego Piętka z trudnością mógł utrzymać. Na widok jego o mało świéca z rąk jéj nie wypadła.
— O! Boże mój, zawołała Micio! co mu się znów stało!
Służąca, która nadbiegła za staruszką, ledwie ją podtrzymała słabnącą. Pijany Micio bełkotał, stojąc w progu.